wtorek, 29 października 2013

Szmacizna się szmaci, a kurwizna się kurwi.

Otóż to. Nowy lover? Szybko. Dla mnie w porządku, mam nadzieję, że będziecie mieć jeszcze bardziej przejebane ;). Że też nigdy mnie nie zastanowiło, czemu miałaś w ciągu roku więcej facetów, niż ja dziewczyn przez całe życie, brązwłosa łatwizno.

WORD we Wrocławiu, coś co kocham. Spędziłem pieprzone 3 godziny na zimnie, bo trzeba się zapisać na egzamin. Ale nie, pani z okienka nie mogła mi dać formularza od razu, musiałem czekać pieprzone 20 numerków, żeby go wziąć, i kolejne 20, żeby go jej oddać. Żeby ją szlag. A żeby ich wszystkich szlag. No ale przetrwałem. Teraz tydzień do egzaminu czekać mi trzeba. Ciekawe, czy zdam... Dobrze by było, bo już trochę czasu mi zeszło na tym prawku.

Co mnie raduje? Długi weekend. Piątek wolny. God, bless this day. Jeszcze tylko jutro i czwartek i będę uratowany. Ja nie wiem, jak to jest.. Czekasz ten pieprzony tydzień na dwa dni luzu, które i tak zlatują jak dwie godziny. I jazda, znowu wyczekujesz pięć dni, i znowu weekend. W koło macieju. Czy nasze życie jest serio aż takie bezcelowe, że jedyne co nas interesuje to sobota i niedziela? Najebać się, ojarać się szlugów, spalić lolka z kumplami, wyjść na rower, pograć w kosza... I tak do końca życia? TAKIEGO CHUJA. Już niedługo skończy się sielanka. Studia, robota, żona, dzieciak. I spotkasz się z kumplami po 10 latach, każdy jeden bardziej styrany od drugiego.. Na pomysł 'idziemy pograć?' usłyszysz tylko salwę śmiechu, ewentualnie spojrzenia typu 'no chyba Cię chłopcze pojebało... '. Trudno. Trzeba to zdjąć na klatę.

Ha, w ogóle łacha mam, że aż tyle wyświetleń ten blog ma. Szczególnie, że założyłem go, żeby się trochę powyżywać, a jednak ktoś to gówno chyba czyta. Chyba, że to przez przypadek, ktoś zabłądził w internetach i trafił na ten wypizdówek świata. Mniejsza.

W sumie to chyba tyle na dziś. 71 zrób salut.



piątek, 25 października 2013

Chaotycznych myśli część druga.

Jest po 11 w nocy. Piątek. Siedzę na swoim krześle i zastanawiam się nad tym, dlaczego tak kurewsko mi się nudzi. Ponoć człowiek inteligentny potrafi sobie znaleźć zajęcie... W takim wypadku oznacza to, że jestem skończonym idiotą. Dobrze wiedzieć.

Nie potrafię wyrazić jak bardzo jestem szczęśliwy, że jest w końcu weekend. Szkoła miażdży moją wszelką chęć do życia. I nie, nie chodzi o to, że muszę się uczyć. To mi się pewnie kiedyś przyda. Chodzi o sam fakt tego, że musisz spędzić tam kilka godzin, a po powrocie do domu jesteś już tak wyjebany, że w sumie nie ma sensu się brać za cokolwiek kreatywnego.

Znów brak hajsu, więc dzisiejszy wieczór nie zakończy się towarzyskim wyjściem na piwko. Trudno. Jednak komputer też mnie zdradził i wypruł się z wszelkich ciekawych gier. Więc siedzę. Siedzę i piszę ten średniozrozumiały, tandetny i nieciekawy syf.

Jest jeden plus tego wszystkiego. Poszedłem sobie pograć w kosza. Co z tego, że połowa znajomych albo nie chciała, albo nie mogła przyjść, a połowa z tych, co przyszli, siedziała na ławce. Uznali, że im się nie chce, a bo noga, a bo głowa, a bo dupa. Nosz ja pierdolę. A chciałem sobie tylko zagrać jakiegoś interesującego meczyka. Widać wymagam za wiele. JA jestem leniwy, ale to już przeginka. Aleee nieee, przecież to normalne, że umawiając się na kosza siedzicie i grzejecie pierdolone drewno na ławce aż farba odchodzi, nie? Czy się mylę? Apff..

Czy tylko dla mnie sprzątanie w pokoju jest tak cholernie męczącym i czasochłonnym zajęciem? Pomijam fakt, że panuje burdel taki, że wchodząc potykasz się o rower, dwie piłki do kosza trzy bluzy i wiatrak, lądując w efekcie czego pod samym oknem, po drugiej stronie pokoju, zahaczając jeszcze w międzyczasie akwarium, pada do kompa i wyrywając przedłużacz z kontaktu. To miejsce jest jak pole minowe. Nie wiesz jak stanąć - jesteś w dupie. Na szczęście mam wszystko obcykane.. Jak brzmi ta popularna wymówka? "To nie burdel, to artystyczny nieład."? Chyba coś w ten deseń. Ot, właśnie tak.

Stefan (mój aksolotl meksykański) siedzi w akwarium obok mnie i się gapi. To zwierzę jest dziwne. Ot niby zwykły płaz, ale sprawia wrażenie jakby myślał, czasem. Jak robię coś nudnego, to się odwraca do mnie dupą albo idzie na drugi koniec akwarium.. Albo ziewa. A jak coś chce, to stoi przy ścianie akwarium i się do mnie szczerzy. Taki sobie śmieszny Stefan. Czasem myślę, że ten płaz ma więcej fun'u z życia niż ja. W końcu ma filtr, bąbelki latają, piasek kolorowy, kamyki, szaleństwo. Jemu chyba dużo nie trzeba. Żyć nie umierać, nooo kuuuuurwa.

W zasadzie miałem napisać, co mnie wkurwiło dzisiaj.. Ale chyba nic specjalnego, niestety. Też jestem zawiedziony. Od jakiegoś czasu wkurwienie stało się moim paliwem, siłą napędową. Dzień stracony, jeśli coś mnie konkretnie nie zirytuje. Póki co nie zastanawiam się jakie to będzie miało konsekwencje. Hejt na wszystko co się rusza jest fajny. Serio.

Narazie.

A, zapomniałbym. Mniej więcej tak wygląda Stefan (zdjęcie z neta, ale one wszystkie to jeden pies):





środa, 23 października 2013

No to jedźmy z tym. Chaotycznych myśli część pierwsza.

Po co założyłem tego bloga? Ot tak, for fun, pod wpływem impulsu, żeby wylać z siebie wszelkie emocje utrudniające mi normalną egzystencję... Niepotrzebne skreślić. Nawet nie wiem, czy ktokolwiek będzie to gówno czytał, nie dbam o to.

Bo to wszystko jest jakieś popierdolone. Takie plany na przyszłość, założenia, ideały, a wszystko z czasem traci na wartości i idzie w diabły. Przynajmniej u mnie. To chyba ten słomiany zapał, o którym wszyscy mówią. Jedyna rzecz, którą do tej pory nie rzygnąłem to rower.. No i rozsadzanie ścian i okien muzyką. Co tym razem na horyzoncie? Studia za granicą. Ciekawe jak długo. Ale mniejsza o to..

Zastanawiał się ktoś kiedyś po co tak na prawdę chodzi do szkoły? Sto procent tak. I jakie wnioski? Osobiście, teraz już nie jestem pewien czy chodzę tam dla ludzi, czy właśnie ci ludzie mnie najbardziej drażnią. Chcę się uczyć, czy chcę się trochę ponabijać z nauczycielki, razem z kumplem z ławki? Ni chuja nie wiem. To raczej zmienna rzecz.
Przeciętny dzień, stoisz na tym pieprzonym korytarzu, w pieprzonym tłumie ludzi. Hałas i gwar, wszędzie ludzie. Niby rozmawiasz z tym, czy z tamtym, ale wewnątrz czujesz się osaczony. Automatycznie obmyślasz plan ucieczki na wypadek nieprzewidzianego wypadku. Czy to normalne? I wtedy myślisz: "za jakie grzechy do cholery tutaj stoję?", za chwilę żaróweczka, olśnienie: "no tak, przecież edukacja! bez tego nie dasz sobie rady w życiu. musisz kuć, musisz pracować, musisz robić ten hajs aż wysrasz się z wszelkiej chęci do życia. musisz.". A takiego wała jak Polska cała. Nie musisz. Możesz mieć farta i być zadowolonym z życia, nawet siedząc na kasie w Biedronce. Z tym, że trzeba mieć jeszcze tą odrobinę pozytywnego myślenia, a nie każdym się to zdarza.
No bo kurwa, nie da się myśleć pozytywnie CAŁY CZAS. Jestem na to zbyt leniwy. Wolę sobie ponarzekać i pomarudzić, jak ostatnia pipka, i żyć dalej. Jedyna opcja na bycie na pozytywie przez 24/7 to jaranie zielska. NON STOP. Niestety mnie na to nie stać, toteż chyba zostanę przy obecnym stanie rzeczy. I tak nic nie zmienię, znów, jestem na to zbyt leniwy.

Dalej, inna rzecz, ludzie. No właśnie, ludzie, ludzie. Masa ludzi na świecie, w kraju, województwie, mieście, dzielnicy, szkole, bloku, na podwórku. A każden jeden delikwent inny. Ale kim, do kurwy nędzy, trzeba być, żeby odstawić taką akcję? Przykład z życia, mam znajomą. W zeszłym roku chodziła do nas do klasy, ale wyleciała za godziny nieobecne. Zaczęła 'nowe życie'. Szkoła wieczorowa, kłótnia z matką, wyprowadzka z chaty, pójście do roboty, bla bla bla bla. Ale przeginką było dla mnie odcięcie się totalnie od wszystkich, w tym od ludzi, którzy uważali ją za przyjaciółkę. Jawne granie w ciula. "Ej, spotkamy się? Dawno się nie widzieliśmy. Może jutro? Nie? To pojutrze może.. Za tydzień? W przyszłym miesiącu?" "Nie, sory, nie mam czasu." - BANG. Nie no, ja rozumiem. Przecież ja też swoje za uszami mam. Trochę, sporo, dużo. Ale mnie wystarczyłoby jedynie 'nie, dzięki, zaczęłam nowe życie bez starych znajomych, pierdol się'. Proste. Jednakże przecież wtedy nie byłoby emocji, co nie? No to trzeba to trochę skomplikować. No dobra, jestem hipokrytą.. Ale jeśli mi na kimś nie zależy i za chińskiego smoka nie chcę z nim utrzymywać kontaktów to to mówię, a nie rżnę głupa, że jak ja to bardzo bym nie chciał, ale no nie da rady. No kurwa.

I w sumie nie wiem co mnie najbardziej wkurwia ostatnimi czasy. To, że w wieku 18 lat kręgosłup mnie boli, jakbym miał z 60, codzienne wstawanie wcześnie rano, chodzenie do klasy z byłą, brak wystarczającej ilości pieniędzy, niedostateczna ilość godzin w dobie, wyłączający się z dupy subwoofer, czy to, że ciągle gubią mi się długopisy.. Pewnie któreś z tych.

Na dziś to tyle pieprzenia. Oby nikt tego nie przeczytał, jeszcze się zarazi podejściem 'wkurwia mnie absolutnie wszystko'. Narazie.