WORD we Wrocławiu, coś co kocham. Spędziłem pieprzone 3 godziny na zimnie, bo trzeba się zapisać na egzamin. Ale nie, pani z okienka nie mogła mi dać formularza od razu, musiałem czekać pieprzone 20 numerków, żeby go wziąć, i kolejne 20, żeby go jej oddać. Żeby ją szlag. A żeby ich wszystkich szlag. No ale przetrwałem. Teraz tydzień do egzaminu czekać mi trzeba. Ciekawe, czy zdam... Dobrze by było, bo już trochę czasu mi zeszło na tym prawku.
Co mnie raduje? Długi weekend. Piątek wolny. God, bless this day. Jeszcze tylko jutro i czwartek i będę uratowany. Ja nie wiem, jak to jest.. Czekasz ten pieprzony tydzień na dwa dni luzu, które i tak zlatują jak dwie godziny. I jazda, znowu wyczekujesz pięć dni, i znowu weekend. W koło macieju. Czy nasze życie jest serio aż takie bezcelowe, że jedyne co nas interesuje to sobota i niedziela? Najebać się, ojarać się szlugów, spalić lolka z kumplami, wyjść na rower, pograć w kosza... I tak do końca życia? TAKIEGO CHUJA. Już niedługo skończy się sielanka. Studia, robota, żona, dzieciak. I spotkasz się z kumplami po 10 latach, każdy jeden bardziej styrany od drugiego.. Na pomysł 'idziemy pograć?' usłyszysz tylko salwę śmiechu, ewentualnie spojrzenia typu 'no chyba Cię chłopcze pojebało... '. Trudno. Trzeba to zdjąć na klatę.
Ha, w ogóle łacha mam, że aż tyle wyświetleń ten blog ma. Szczególnie, że założyłem go, żeby się trochę powyżywać, a jednak ktoś to gówno chyba czyta. Chyba, że to przez przypadek, ktoś zabłądził w internetach i trafił na ten wypizdówek świata. Mniejsza.
W sumie to chyba tyle na dziś. 71 zrób salut.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz